
I to jaki! Nie mogłam się doczekać na Legimi w abonamencie, ale dzięki przesympatycznej koleżance blogowej, która zaserwowała mi tę pozycję jako lekarstwo- przeczytałam w piątkowe popołudnie jednym tchem. Jak każda książka tej autorki- rewelacja. Oczywiście czytałam wcześniej opinie innych, wszystkie były entuzjastyczne i wszystkie mówiły o niesamowitym zaskoczeniu na koniec. Potwierdzam, zaskoczenie jest i to spore. I nie tylko zakończenie, ale i kilka innych wątków nieco mnie zaskoczyło. Nie wszystkie pozytywnie, nie wszystkie tak jak bym chciała, ale takie są prawa autorki. Teraz tylko czekam na kolejną część. Tylko kiedy to będzie?

A to drugi środek przeciwbólowy- znacznie rzadziej przeze mnie stosowany, bo filmy oglądam sporadycznie, ale nie mogąc się oderwać od „Pokrzyku” nieco się naraziłam pewnej osobie i w ramach kary otrzymałam za zadanie obejrzeć film „Ekspedientki”. Akcja dzieje się w Australii, w roku 1959. Nieśmiała uczennica Lisa podejmuje wakacyjną pracę w ekskluzywnym domu towarowym Goode w Sydney. Skończyła liceum, chce studiować, ale jej ojciec ma wątpliwości czy powinna. Ona sama chce w przyszłości zostać poetką , aktorką lub pisarką , a może wszystkim naraz. Na miejscu poznaje kobiety, które zmienią jej życie. Dzięki energicznej managerce Magdzie (Julia Ormond) oraz ekspedientkom Patty i Fay, Lisa odkrywa świat możliwości i zmienia się z cichej uczennicy w czarującą i pewną siebie dziewczynę. Magda jest powojenną emigrantką ze Słowenii. W filmie pokazane jest też zderzenie dwóch światów- emigrantów (uchodźców) i mieszkańców Australii od lat. Julia Ormond gra pięknie- dystyngowana jak angielska lady. Pamiętam ją sprzed prawie ćwierć wieku z filmu „Sabrina” z równie uroczym Harrisonem Fordem.
Film jest sympatyczny, spokojny, pokazuje cudowną atmosferę lat 50/60. Niesamowite fryzury, sukienki- zwłaszcza ta, o której marzyła przez cały czas Lisa i w końcu udało się ją kupić, występuje w niej w ostatniej scenie. Dom towarowy pełen pięknych rzeczy, z odźwiernym w liberii i cylindrze, w hollu pianista grający na fortepianie dla rozrywki kupujących. Boże Narodzenie na plaży nad oceanem… Można się rozmarzyć. I na dodatek całość w takim angielskim stylu- elegancko, stonowanie, harmonijnie, dystyngowanie. Nie taka zła ta kara za moje zachowanie.