Dzisiejsza opowiastka- z góry zaznaczam- jest całkowitą fikcją. Powstała tylko i wyłącznie w mojej głowie i nie ma w niej żadnego podobieństwa do osób i zdarzeń rzeczywistych. Tak mnie naszło.

Słońce malowało na niebie pomarańczowo- czerwone i wpadające w fiolet smugi. Piękny był ten zachód słońca. Z lekką irytacją odwróciła się od okna do siedzącej w fotelu siostry. Z westchnieniem podała kolejną chusteczkę, którą Kasia otarła płynące nieprzerwanie od kilku minut łzy, rozmazując resztki tuszu. -Kasiu, powiesz w końcu co się stało? Siostra wpadła do niej jak burza i bez słowa zaczęła płakać. Ulka podejrzewała, że powód jest ten co zwykle czyli zakończyła się kolejna miłość jej życia, ale tym razem trudniej było wyciągnąć z zapuchniętej od płaczu Kaśki jakąkolwiek informację. Nalała do szklanki wody, z szafki wyciągnęła trzymane na takie okazje krople walerianowe i hojnie dolała specyfiku. Skrzywiła się, bo ten zapach wyjątkowo ją drażnił i od razu poczuła zbliżający się ból głowy. Do tego pewnie dołożą się zwierzenia siostry i nieprzespana noc murowana. A jutro w pracy zapowiadał się ciężki dzień…
W końcu Kaśka przestała chlipać i zaczęła mówić. Chaotycznie, nieskładnie, ale Ula, znając siostrę, poskładała powoli w całość jej opowieść. Bartek był tym jedynym, wymarzonym, spotykali się od 3 miesięcy. W zasadzie to nie spotykali, rozmawiali, bo Bartek mieszkał 30 km od ich miasta i nie miał samochodu. Więc rozmawiali, kilka razy udało im się spotkać, był cudowny, szarmancki i Kasia niemal widziała się przed ołtarzem. Nie, przed ołtarzem nie, bo przecież była po rozwodzie, ale widziała co najmniej pierścionek z brylantem na palcu. Bartek kochał dzieci, więc pewnie świetnie dogadałby się z Pawełkiem, jej pięcioletnim synem. Mały tak tęsknił za nieobecnym ojcem, że sam chętnie znalazłby jej partnera. Już miała ich sobie przedstawić, planowała zaproponować ukochanemu wspólne zamieszkanie, kiedy koleżanka w pracy wspomniała o świetnym chłopaku, którego ostatnio poznała. Ze zdumieniem usłyszała fakty, które doskonale znała z długich rozmów, po konfrontacji oraz obejrzeniu zdjęć okazało się, że to ta sama osoba! Czyli oszust matrymonialny!
-Kasiu, a gdzie ty i twoja koleżanka znalazłyście tego Casanovę?- Ulka coraz szerzej otwierała oczy ze zdumienia słysząc odpowiedź. -Na portalu randkowym. No co? Miałam czekać na cud?- Kaśka zamrugała szybko widząc zdziwienie siostry. -A ty myślisz, że w tej naszej dziurze to można jeszcze kogoś poznać? Fakt, ich miasteczko nie obfitowało w możliwości. Wolnych facetów jak na lekarstwo, tych z odzysku lepiej nie tykać- już się nieraz przekonała pocieszając siostrę. Ale portal randkowy? Oszalały dziewczyny.
-Oj Ulka, zacofana jesteś.- Kaśka odzyskała nieco równowagę i zaczęła zarzucać siostrę słowami. -Przecież lata lecą, trzydziestka na karku, gdzie mam spotkać kogoś normalnego? Na dyskotekę iść? Tam są same małolaty. A ja już mam dość samotności, ja chcę mieć do kogo się przytulić wieczorem, a nie tylko czytać bajki. Zresztą i ty mogłabyś kogoś poszukać, dość tego umartwiania się.-Kaśka dotknęła czułego miejsca siostry. Ula rozwiodła się kilka lat wcześniej niż siostra, ale nie miała czasu zastanawiać się nad swoją samotnością. Miała pracę, córki, psa i uraz do wszystkiego, co kojarzyło się jej z ex- mężem. Zahibernowała się na długie lata, a ostatnio zauważyła u siebie coraz więcej zmarszczek i siwych włosów. Córki zaczęły przyprowadzać do domu swoich chłopaków, mieć coraz mniej czasu dla matki i Ula poczuła się po prostu staro. A przecież dopiero niedawno przekroczyła 40 lat! Słowa Kaśki zasiały w niej trochę wątpliwości.
Siostra powoli uspokoiła się, umyła twarz, jeszcze emocje w niej buzowały, ale widać było, że zaczyna obmyślać co dalej z tym fantem zrobić. Taka była Kaśka, impulsywna, trochę szalona, ale na szczęście szczypta rozsądku w niej jeszcze została. Po zwierzeniach i wypłakaniu się Ulce zawsze wracała jej równowaga i zdolność trzeźwego myślenia. Kiedy siostra poszła do domu, Ulka siadła do papierów, które musiała jeszcze przejrzeć przed jutrzejszą pracą. Nie szło jej, nie mogła się skupić, ból głowy narastał. Zrobiła sobie kolejną kawę, sięgnęła po tabletkę przeciwbólową. W domu panowała cisza. Dziewczyny miały wrócić za godzinę, jedna była na treningu, druga w kinie ze swoim chłopakiem. Pies też drzemał w swoim legowisku. Warto zaczynać od nowa? Po kilku latach stresów, szarpaniny z ex- mężem o najmniejsze drobiazgi, ale tak, żeby dziewczynki nie słyszały, bo ubóstwiały ojca, a ona nie chciała burzyć ich spokoju- warto zmącić tę równowagę, stabilność? No i co dzieci powiedzą? Odrzuciła od siebie te myśli. Powoli lek zaczynał działać, ogarnęła papiery, przepisy i już była pora kolacji. Patrzyła na swoje córki, widziała siebie i Kaśkę sprzed lat. Między nimi była większa różnica wieku, ale wiele zachowań było podobnych. Zamyśliła się…
No tak, rezultat tego spotkania w pracy to rzeczywiście jak czekanie na cud. Jej rozmówca za wszelka cenę starał się sprowadzić ją do parteru, nie dawał dojść do słowa, krytykował każdą przedstawioną propozycję. Była o krok od wielkiego wybuchu, dobrze, że towarzyszący jej zastępca szefa działu jakoś załagodził sytuację. Kontrahent łaskawie zgodził się na wynegocjowane warunki i można było zakończyć to trudne spotkanie. Ula milcząca wracała do biura, jej towarzysz patrzył na nią z dziwnym uśmiechem. -Chyba wpadłaś w oko naszemu klientowi, Uleńko. – Panie Marku, co pan opowiada! Myślałam, że go uduszę po pięciu minutach rozmowy! Mam nadzieję, że więcej go nie zobaczę. -Oj, dziecko- Marek był od niej znacznie starszy i czasem przybierał protekcjonalny ton- nigdy nie mów nigdy.
Do domu wróciła wściekła, zmęczona i głodna. Adrenalina nie pozwoliła jej zasnąć. Dziewczyny oczywiście były w swoich światach, Kaśka nie odbierała telefonu, a ona jak zwykle nie miała nawet komu opowiedzieć jak było w pracy i co się dziś wydarzyło. Z kieliszkiem prosecco usiadła w fotelu, otworzyła laptopa. Przerzucała strony, sama nie wiedziała czego szuka. Nagle u dołu ekranu mignęła jej reklama jakiegoś portalu randkowego. Kliknęła od niechcenia, kiedy otworzyła się strona, pomyślała sobie- A może? Może rzeczywiście nie warto czekać na cud? Wypełniła formularz, napisała kilka słów o sobie, dodała jakieś fatalne zdjęcie i na koniec dopisała przekornie „czekam na cud”. I nic. Cisza. Machnęła ręką. Czyli pieniądze wyrzucone w błoto. Już miała zamknąć stronę, kiedy zobaczyła, że jednak coś miga w rogu ekranu. Skojarzyło jej się z filmem, który niedawno oglądała po raz kolejny „Masz wiadomość”. Taaak, ona jako Meg Ryan i nieznajomy czyli Tom Hanks. Zbyt piękne… Przeczytała kilka słów, nie były może wyjątkowo interesujące, ale z grzeczności odpisała, za chwilę otrzymała odpowiedź. I wbrew sobie, bo przestała mieć ochotę, ale może trochę z ciekawości, zaczęła tę dziwną pisaną rozmowę. Po dobrej godzinie okazało się, że jej rozmówca jest nawet interesujący, słuchają podobnej muzyki, czytają podobne książki, mają podobne poczucie humoru. Ula stwierdziła, że może rzeczywiście to nie taki głupi pomysł, jak początkowo myślała. I humor jej się poprawił. W końcu odważyła się poprosić swojego rozmówcę o zdjęcie, bo w profilu go nie było. Obiecał, że przyśle, ale jutro i dość szybko się pożegnał. Nieco zawiedziona Ula zamknęła laptop i szybko usnęła, mimo że po takim dniu obstawiała raczej przewracanie się w łóżku do rana. Zazwyczaj tak było.
Następnego ranka wstała dość późno, ale sobota była wolna, więc nie miała wyrzutów sumienia. Zajrzała do wiadomości- cisza, trudno. Czyli jej wczorajszy rozmówca to pewnie jakaś pokraka, skoro nie przysłał jej zdjęcia, pewnie się wystraszył, że się jej nie spodoba. Dzień szybko minął, wieczór znów miała spędzić w domu sama, może z książką, może jakiś film? O! A to co? Wiadomość od wczorajszego rozmówcy. Co takiego? Przeprasza, ale miał sporą awarię w pracy, nie mógł do tej pory się wyrwać. Ale teraz proponuje kawę. Zamiast tego zdjęcia- randka w ciemno. No nie. Absolutnie! A może jednak? Szybki bilans zysków i strat. Zaproponował kawiarnię niedaleko jej domu. No ale przecież ona nie ma pojęcia jak on wygląda. Nie szkodzi, rozpozna ją. Po dłuższej chwili wahania zdecydowała się. Miejsce publiczne, może nie będzie tak strasznie, najwyżej pod byle pretekstem zakończy to spotkanie. Nie ma zamiaru robić się na bóstwo, zdjęcie, które zamieściła w profilu było tak okropne, że na żywo i tak będzie wyglądała lepiej.
Była gotowa przed 18, ale postanowiła spóźnić się kilka minut. Weszła do kawiarni, większość stolików była pusta, mignęła jej znajoma twarz- przy jednym z nich siedział wczorajszy marudny klient. Rozejrzała się w poszukiwaniu swojego internetowego rozmówcy, ale nie było nikogo innego. Niemożliwe- wystawił ją do wiatru! Już miała wyjść, kiedy klient dostrzegł ją i z szerokim uśmiechem ruszył w jej stronę. Lekko się spłoszyła i wyjąkała- Przepraszam, ale jestem umówiona. – Wiem, właśnie ze mną- nadal się uśmiechał, zupełnie nie speszony. Ula wyglądała, jakby nie rozumiała o co chodzi. Jej towarzysz wziął ją delikatnie za rękę i podprowadził do stolika. – Usiądź, zaraz ci wszystko wyjaśnię. Wczoraj rzeczywiście zachowywałem się nieco, hmmm, nieprofesjonalnie, ale byłem stremowany. Jesteś niesamowicie interesująca, a prowadzenie rozmów biznesowych z taką kobietą nie jest łatwe. A wieczorem, kiedy nagle zobaczyłem na portalu twoje zdjęcie, pomyślałem, że cuda się zdarzają. Ty też przecież czekasz na cud, prawda?
Ula nie wiedziała co odpowiedzieć. Cud? Może cud. A może tylko zbieg okoliczności. Przecież ona tylko tak z ciekawości… Ale ciemne oczy jej towarzysza trochę hipnotyzowały, przyciągały, obiecywały. Może to jednak cud…