Czasem mnie denerwuje, że moje przeróżne hobby i aktywności wykluczają się wzajemnie czasowo. Za bardzo nie da się nic innego robić przy czytaniu książki, a szkoda. Jeszcze kiedyś próbowałam słuchać audiobooków podczas jazdy rowerem lub samochodem, ale przy innych rzeczach się nie da, a poza tym nie wiem czy to do końca bezpieczne i skupić się też nie zawsze da radę. Wolę jednak klasyczne czytanie. Robótki ręczne typu szydełko przy telewizji mogą być, tu jakoś dam radę ogarnąć te dwie aktywności jednocześnie, ale z kolei telewizji nie oglądam za wiele, więc i robótkowo w ostatnim czasie przestój, a ręce aż świerzbią do działania. Przy pracach działkowych w ostateczności mogę sobie posłuchać muzyki, ale czasem z różnych stron dobiegają tak inne style (np. Lady Pank vs disco polo) i to wcale nie cichutko, że własnego repertuaru już nie włączam. Doba za krótka, żeby zająć się tym wszystkim, na co mam ochotę i tyle. Albo ja taka zbyt zachłanna jestem? Kurczę, mam świadomość, że ten czas tak błyskawicznie przecieka między palcami, a tyle jeszcze do zrobienia, obejrzenia, przeczytania, doświadczenia… Wiem, że nie zdążę ze wszystkim co bym chciała, tym bardziej, że jednak coraz częściej brakuje po prostu sił, a z upływem czasu będzie z tym tylko gorzej. W głowie mam nadal -naście, góra 25 lat, a biologia już mówi co innego. Jak widać nie da się jednocześnie być osobą młodą i mieć tyle lat ile pokazuje metryka. Uważam, że to bardzo niesprawiedliwe.
Kolejne „jednocześnie” które mi obecnie doskwiera, to Mateuszowe studia. Jestem z niego bardzo dumna, w końcu nie tak łatwo się na takie coś zdecydować i sprostać wszystkim wymaganiom. Z drugiej strony- wręcz fizycznie boli mnie, kiedy słyszę o tym, jak tam jest ciężko. „Unitarka”- podstawowe szkolenie wojskowe, które w tej chwili trwa- to raptem 2,5 tygodnia. Zajęcia od świtu do nocy, w różnych warunkach, bardzo intensywne i wymagające dużego wysiłku fizycznego. Warunki dość spartańskie, wręcz surowe. Niby zapewnione wszystko, co potrzebne do życia, ale niekoniecznie tak łatwe i wygodne jak w domu. Do tego ciągły rygor, rozkazy, przewracanie łóżek, w ramach kar pompki lub inne wymagające ćwiczenia. Jak to w wojsku, poza tym ma to być obliczone na odsianie tych najmniej odpornych. Kilka osób już zrezygnowało. Mati twierdzi, że wytrzyma, to jego świadoma decyzja. A ci, co wojsko mają już dawno za sobą, w czasach, kiedy służba zasadnicza była obowiązkowa i trwała nawet 2 lata, to twierdzą, że teraz to jak przedszkole. A mnie i tak boli. Wiem, że potem to tylko prestiż, stabilna praca, dobre pieniądze, ale też życie pod dyktando i bezwzględne podporządkowanie zwierzchnikom. I chyba jednak wolałabym, żeby Mati dał sobie spokój. Zwłaszcza kiedy pomyślę, że owszem, teraz mamy pokój, ale co będzie w razie jakiegoś konfliktu zbrojnego? Oby nigdy tak się nie stało, ale ludzkość jednak bywa głupia i nieprzewidywalna.

Jak widać nie da się jednocześnie „mieć ciastko i zjeść ciastko”, w żadnej dziedzinie. Chyba że ja o czymś nie wiem. Albo trzeba kupić dwa ciastka. Kombinacje są jak widać dozwolone