Przyjedź mamo na przysięgę

No to się doczekałam. Unitarka trwała nieco ponad 2 tygodnie, było bardzo intensywnie i męcząco, bo w tych 16 dniach musiało się zmieścić 6 tygodni szkolenia- tyle to trwało w czasach przedpandemicznych. Wieczorami były gorące linie na temat otarć, pęcherzy i innych zmian na stopach, opowiadanie co ciekawszych, choć niezbyt drastycznych przypadków z życia żołnierza (te drastyczniejsze usłyszałam później) i moje niemal bezsenne potem noce. Mati był bardzo zadowolony, nawet kiedy nie było lekko (a nie było). Nawet mu przez myśl nie przeszło, żeby zrezygnować. Choć część osób już po kilku dniach miała dość i „rzucała kwity”. Wiem, że kiedyś w wojsku było znacznie gorzej, a taka unitarka, choćby w porównaniu do szkolenia podstawowego Wojsk Obrony Terytorialnej to jak przedszkole, ale jednak nie potrafię zrozumieć, że można z własnej woli, bez żadnego przymusu godzić się na ogromny wysiłek fizyczny, spartańskie warunki życia, podporządkowanie rozkazom, sformalizowanie każdego aspektu codzienności włącznie z bardzo specyficznym sposobem zwracania się do innych osób, zhierarchizowaniem, brakiem możliwości decydowania o sobie. Czyżbym gdzieś popełniła błąd w wychowywaniu? Chyba nie, Mati wyrósł na twardego, zdecydowanego i rozsądnego faceta. Nawet jeśli nie do końca zdawał sobie sprawę co to znaczy wojsko i wojskowy dryl, to poradził sobie świetnie. W razie większych problemów jeszcze do końca I roku studiów będzie mógł zrezygnować bez konsekwencji, potem jeśli przyczyną rezygnacji nie będą zdarzenia losowe- trzeba zwracać koszty studiowania. A po studiach też trzeba przepracować dla wojska minimum 15 lat. Tak że nadal lekko nie będzie. Wojsko to długoterminowy cyrograf.

A w sobotę na placu Wojskowej Akademii Technicznej mogliśmy zobaczyć i usłyszeć jak ponad 600 młodych osób ślubuje:

„Ja, żołnierz Wojska Polskiego przysięgam służyć wiernie Rzeczypospolitej Polskiej,
bronić jej niepodległości i granic.
Stać na straży Konstytucji,
strzec honoru żołnierza polskiego,
sztandaru wojskowego bronić.
Za sprawę mojej Ojczyzny w potrzebie, krwi własnej ani życia nie szczędzić.
Tak mi dopomóż Bóg.”

A potem posłuchać jak śpiewają „Rotę” i „My Pierwsza Brygada”. Niesamowite wzruszenie, duma, kolosalne emocje. I aż trudno było w tym jednakowym tłumie wygolonych niemal na zero, nieco zabiedzonych (Mati schudł 5 kilogramów), w zielonych beretach na głowie (a nosić czapki się nie lubiło dotychczas) i identycznych mundurach wyłowić wzrokiem swoje dziecko. Różnili się w sumie tylko wzrostem, no może jeszcze dziewczyny łatwiej dawały się rozpoznać.

Po uroczystości zabraliśmy Matiego do domu na krótki odpoczynek. Już dziś musiał wracać do Warszawy, przepustka była do 24. Trochę go odchuchałam zdrowotnie, dopieściłam kulinarnie, do tego zjawiły się obie babcie i dziadek, żeby podziwiać naszego żołnierza. Samą przysięgę rodzina mogła obejrzeć w formie transmisji na YouTube, ale miło spotkać się na żywo. Przy okazji świętowaliśmy urodziny Mateusza, bo to już za kilka dni.

Niestety nie obeszło się bez małego zgrzytu (jak zwykle związanego z byłymmężem i jego nową żoną), ale o tym innym razem, dziś nie chcę psuć za bardzo nastroju.