
Majóweczka zaczęła mi się o 5 rano, kiedy to obudził mnie głodny koteczek. Cake po usunięciu zęba odżyła i wróciła do normy. I choć to niedziela i można by spać dalej, to jakoś wybiłam się z rytmu, co niestety coraz częściej mi się zdarza. Ani chybi objaw nadchodzącej starości… Ale nie ma tego złego- dzięki temu dokończyłam rozpoczętą książkę, wczoraj około północy sen mnie jednak zmorzył i choć niewiele do końca zostało, to już nie dałam rady.
Najnowsza książka Anety Jadowskiej, którą przecież tak lubię. Przygody Nikity, magicznej zabójczyni na zlecenie z baaaardzo bogatym (i groźnym) wnętrzem oraz miękkim sercem. W tarapaty popadli tym razem jej sąsiedzi, rodzina zmiennokształtnych rysiów. Jest magicznie, dynamicznie, niebezpiecznie i z humorem. Czyli tak jak lubię. Ta książka zaczyna nowy cykl „Kroniki sąsiedzkie”, już za chwilkę będzie jej kontynuacja, z czego również się bardzo cieszę. Jak widać czytania mi nie zabraknie. Z tego też się cieszę
A jaką niesamowita frajdę miałam, kiedy pod poprzednim wpisem o książce („Pomruk”) przeczytałam komentarz autora tejże książki! W życiu bym się nie spodziewała i nadal kiedy sobie o tym przypomnę, to aż mi się dusza uśmiecha. Tym bardziej, że to już drugi raz, kiedy taka przyjemność mnie spotyka. Cieszę się jak dzieciak, który dostał ulubiony smakołyk.
A dziś oficjalnie zaczynamy majówkę, jak nakazuje tradycja- rodzinnym grillowaniem na działce. Są wszystkie moje dzieci, pogoda sprzyjająca, relaks, odpoczynek… Nawet cukry Filipa w granicach normy. Dobrze mi chwilowo, choć ta gorsza część mojej natury zastanawia się co i kiedy huknie, zawali się z takim łomotem, że długo nie będę mogła się pozbierać. Nie chcę tak myśleć, bo to nie jest normalne, ale mam w sobie wystarczająco dużo przykrych doświadczeń życiowych, żeby mieć świadomość, że „nic nie może przecież wiecznie trwać, co zesłał los trzeba będzie stracić”.