Mój rower od jakiegoś czasu ma zepsute przerzutki. Coś tam się zerwało albo coś innego, nie znam się. W miasteczku jest kilka punktów naprawy rowerów, jeden z nich, podobno najlepszy ale i z najdłuższymi terminami, jest w sklepie z rowerami i akcesoriami, serwisantem jest pewien młodzieniec (patrząc z mojej perspektywy), który czasem mnie odwiedza w ramach niezbędnych wizyt lekarskich, choć bardzo tego nie lubi, zawsze nie ma czasu, narzeka na terminy, trudności w dostosowaniu godziny wizyty- najchętniej chciałby przed ósmą lub po dwudziestej. Wczoraj z Filipem byłam w tym właśnie sklepie po dętki do jego roweru. Pan serwisant wychylił się akurat z zaplecza, przed nami przy kasie był inny znajomy człowiek z rodziną, chwila rozmowy na banalne tematy. Kiedy w końcu przyszła pora na nas, zapytałam jak jest z terminami na naprawę. W sumie mogę jeździć bez przerzutek, ale wypadałoby zrobić porządek. Pan chciał być dowcipny, bo stwierdził, że terminy takie same jak na wizytę do mnie czyli minimum 2-3 tygodnie, a tak naprawdę to ma zajęte do połowy wakacji. Ale mogę przyprowadzić rower, rzuci okiem, może to nic poważnego.
Po wyjściu ze sklepu Filip był lekko zszokowany. Dziecko nie zna realiów opieki zdrowotnej i wydawało mu się, że jak człowiek jest chory to trafia do lekarza od razu. Musiałam mu nieco wytłumaczyć jak to działa. Co prawda wiele osób, nawet tych często odwiedzających lekarza, nie wie dokładnie jakie są zasady funkcjonowania opieki zdrowotnej. Oczekiwania i żądania bywają czasem mało realistyczne. Oczywiście z tej drugiej, pacjenckiej, strony poglądy na temat lekarzy, ich kompetencji, terminów i sposobów leczenia są zupełnie odmienne. Czasem mam niestety wrażenie, że przychodzący pacjent doskonale wie czego mu potrzeba, a ja służę tylko jako automat pieczątkowy, żeby przyklepać te oczekiwania. Jeśli są one uzasadnione i racjonalne- w porządku, ale czasem są dziwne, mało realne i wskazane, a człowiek tym bardziej się upiera. Natomiast to co rzeczywiście byłoby konieczne- nie ma ochoty zaakceptować i puszcza mimo uszu wszelkie zalecenia. W dobie swobodnego dostępu do informacji każdego typu, możliwości znalezienia odpowiedzi na każde pytanie w internecie, zazwyczaj pacjent jest bardzo uświadomiony, ale z drugiej strony- wiedza wyrwana z kontekstu bardziej niekiedy przeszkadza niż pomaga. Brakuje równowagi, brakuje rzetelnej edukacji zdrowotnej i zbyt często brakuje pokory uczestników z obu stron medycznej układanki. Bo i ja czasem mogę nie mieć pełnej wiedzy i umiejętności (mimo że się staram, cały czas dokształcam) i pacjent czasem wyolbrzymia sprawy banalne, a bagatelizuje to co istotne. Na dodatek niektórym trudno jest zrozumieć, że istnieje coś takiego jak obowiązujące zalecenia, wytyczne, wskazania. Istnieje też szeroko pojęta medycyna niekonwencjonalna, na której tak naprawdę nie mam obowiązku się znać, akceptować i stosować. Owszem, niektóre jej aspekty bywają dość logiczne i rozsądne, a w medycynie klasycznej nie wszystko da się wtłoczyć w ramki wytycznych i zaleceń, ale po prostu powinno się podchodzić do każdego przypadku i każdej osoby indywidualnie i z rozwagą. Nie mam też obowiązku i możliwości znać się na wszystkim, bo medycyna jest dziedziną naprawdę rozległą, więc nie zabieram się za coś, co przekracza moje kompetencje. Bo nawet najlepszy nauczyciel matematyki niekoniecznie będzie umiał skutecznie uczyć języka polskiego czy geografii, krawcowa nie naprawi samochodu, a sprzedawca w sklepie spożywczym nie musi umieć doradzić w sprawie zakupu telewizora. Mam wrażenie, że my jako ludzkość zapętliliśmy się w spirali nadmiernych oczekiwań, chęci postawienia na swoim i zrealizowania tego co tak naprawdę nigdy realne nie będzie. A na dodatek ma to być już i natychmiast, bez uwzględnienia możliwości i kosztów.
Wiem, łatwo mi się wymądrzać, ale ja też bywam po drugiej stronie jako pacjent i widzę wiele nieprawidłowości. Zazwyczaj są to sprawy organizacyjne, wystarczyłoby rozsądne zarządzanie i niewielkie zmiany, żeby wszystkim ułatwić życie. Inną sprawą jest finansowanie- tu akurat dobra wola nie wystarczy, bo medycyna to zazwyczaj jest worek bez dna. A kolejną sprawą jest fakt, że każdy gdzieś tam potknął się na jakimś etapie kontaktów z opieką zdrowotną i ma swoje przykre doświadczenia, które rzutują na cały obraz. Trochę się zastanawiałam jak zwykle, czy opublikować te moje rozmyślania, bo może być to dla wielu czytających kontrowersyjne, ale zobaczymy. Zresztą co człowiek, to opinia i pogląd