25 lat temu końcówka maja była chłodna. A ja czekałam, kiedy urodzi się moje pierwsze dziecko. Z lekką niecierpliwością, bo było już kilka dni po wyznaczonym terminie, z dużą obawą jak to będzie, bo porody znałam tylko z teorii. Nie było źle jak na pierwszy raz, w miarę sprawnie i wystarczająco bezboleśnie. Dużo więcej problemów i trudności było potem. Wychowanie dziecka, zwłaszcza rozsądne i bez porażek to niełatwa sprawa. Czy mi (nam?) się to udało? Nie wiem. Mam sporo zastrzeżeń do mojego syneczka, ale jednocześnie kocham go wariacko i chciałabym mu dać gwiazdkę z nieba.

Tymczasem Kuba za chwilę sam zostanie ojcem. Jest zdrowy, pracuje, ma rodzinę, swoje pasje. Można by chcieć więcej- choćby te nieszczęsne nie skończone studia. Ale nie ma co narzekać. Trzeba cieszyć się z pozytywów. I liczyć, że dalsze lata będą równie łaskawe, a życie pokaże się od jeszcze lepszej strony. 25 to w sumie dopiero początek…