Mistrzynie kamuflażu

Książka przeczytana w związku z pewnym problemem w pracy. Jak wiadomo alkoholizm jest chorobą, różnie się podchodzi do tej choroby, chyba najpopularniejsze jest nieco lekceważące- „jakby nie chciał, to by nie pił”, często się mówi, że to choroba na własne życzenie. Ale i wiele innych chorób ma podobne przyczyny, a nie są aż tak stygmatyzujące. Choruje nie tylko dana osoba, ale cała rodzina. Na dodatek leczenie jest trudne, mało efektywne i bywa niedostępne. No i to wypieranie problemu- osoba chora nie ma do pewnego momentu świadomości choroby, uważa, że wszystko kontroluje, potknięcia zdarzają się każdemu. A i rodzina często wykonuje działania pozorowane- chroni, broni, wybacza, bagatelizuje, prosi o leczenie, ale nie potrafi zrozumieć, że swoim postępowaniem tylko utrwala chorobę. Bo alkoholik musi najpierw sięgnąć dna (a u każdego to dno jest inne), żeby coś dotarło i żeby leczenie było w ogóle możliwe.

Problem choroby alkoholowej w sumie znam bardziej z teorii, więc nie do końca może wiem jak to jest. W pracy wielokrotnie trafiali mi się pacjenci po skierowanie na detoks, na terapię. Tych naprawdę zmotywowanych do leczenia i trwających w abstynencji mogę policzyć na palcach jednej ręki. Więcej jest takich, co to trafiali na różnego typu leczenie po kilka lub kilkanaście razy i zaraz po leczeniu znowu wracali do picia. Ostatnio zauważyłam klepsydrę jednego z takich właśnie nawrotowych alkoholików. A książkę przeczytałam w związku z wizytą członka rodziny pewnej pani- znam ją jeszcze z czasów szkoły moich chłopaków, Kuba zaczynał, ona kończyła, potem jeszcze uczył się w tej szkole jej młodszy brat, a jeszcze później jej dzieci. Dziewczyna z tak zwanego „dobrego domu”, ładna, mądra, ale coś tam jednak nie do końca dobrze funkcjonowało. O jej problemie wiedziałam od dawna, czasem wpadała po „coś na uspokojenie”, żeby nie sięgać po alkohol, kilka razy prosiła o skierowanie na leczenie, ale jak widać bez większego efektu. Tym razem nie była w stanie już przyjść sama, osoba z rodziny wybłagała miejsce na detoksie i potem w jednym z lepszych ośrodków terapii, tylko potrzebne jest skierowanie. Tak naprawdę to bez jej obecności i zgody nie powinnam tego skierowania wystawić. Poza tym motywacja do leczenia nie jest chyba jeszcze ostateczna, ale oby w końcu się udało. Choć z tego co kiedyś usłyszałam- ona pije, bo lubi. Jeszcze chyba nie do końca upadła, bo rodzina roztacza parasol ochronny i ma komfort picia.

A oprócz tego dwa mądre zdania.

„Nauczyłam się na terapii, że jeżeli nie jestem w stanie kochać siebie, to nie jestem w stanie kochać innych, bo nie dam im czegoś, czego nie posiadam.”

„Nie jest łatwo znaleźć szczęście w sobie, ale nie można go znaleźć nigdzie indziej.”

Z rozmów z tymi skutecznie niepijącymi- jeśli są rzeczywiście zmotywowani i trafią na dobrego terapeutę, a potem nie spoczywają na laurach, uczestniczą w mityngach AA, to potrafią wytrwać w abstynencji. Nie ma 100% gwarancji, że do końca życia, ale cuda się zdarzają. No i na terapii często uczą, że to nie alkohol jest problemem, a emocje, a właściwie brak umiejętności kontrolowania tych emocji. Czasem tak sobie myślałam w tym kontekście, że jeszcze jakiś czas temu też nie umiałam kontrolować emocji. Ale po alkohol nie sięgnęłam nigdy. Chyba ze strachu przed tym, co mogłoby się stać. A opowieści w tej książce są jak dla mnie przerażające i wstrząsające