Awaria

Po południu padł nam internet. Filip próbował coś tam włączać, wyłączać, resetować, ale nic nie pomagało. Na infolinii dostawcy okazało się, że to problem większej skali, ale nie wiadomo dlaczego i nie wiadomo jak długo potrwa. Nic to, przetrwamy, oby tylko takie awarie nas dotyczyły. Bo mam w perspektywie już w niedzielę wyjazd na kilkudniowe szkolenie do Lublina (nie chcę, ale muszę) i Filip zostanie sam. A tu pełnia się zbliża, więc cukier będzie nieprzewidywalny. Do tego zmiana sensora, zmiana wkłucia. Niby Filip poradzi sobie sam, jeśli tylko nie będzie żadnych komplikacji. Bo sprzęt jak to sprzęt. Póki działa dobrze, to przyjmujemy to za rzecz naturalną. A jak się coś zepsuje, zbuntuje, to zaczyna się stres. A już kiedy cukier rośnie albo spada, to Filipowi wyłącza się racjonalne myślenie i trzeba go trochę uspokajać. Na odległość będzie ciężko. Oczywiście w razie większej awarii będzie w odwodzie Kuba, o ile akurat nie będzie w pracy. Zdaję sobie sprawę, że Filip jest już na tyle dorosły, że powinien brać odpowiedzialność za siebie, ale mimo wszystko to nadal dzieciak. Ten mój wyjazd będzie sprawdzianem- dla niego w samodzielności, dla mnie- w wychodzeniu z nadopiekuńczości. Jedną czy dwie noce poza domem spędzał już wielokrotnie, ale zawsze byłam gdzieś niedaleko, w każdej chwili mogłam dotrzeć w razie awarii. A teraz będę prawie 400 km od domu, więc niestety nie da się dojechać błyskawicznie. Dobrze, że mamy tę cudowną pompę, bo inaczej to chyba bym się nie zdecydowała na ten wyjazd. Tym bardziej, że kilka dni temu rozmawiałam z mamą chłopaka rok młodszego do Filipa, choruje na cukrzycę od chyba 3 lat. Bardzo ogarnięty i samodzielny, ma pompę, co prawda mniej zaawansowaną, ma monitoring. I nagle, bardzo nagle i niespodziewanie spadł mu cukier. Totalny zjazd z 250 do 50, w ciągu dosłownie 2 minut. Skończyło się utratą przytomności i drgawkami. Dobrze, że był w towarzystwie kolegów, którzy narobili rabanu. A wszystko działo się tuż przed wejściem do domu. Kiedy sobie pomyślę, że takie coś się może zdarzyć, kiedy Filip będzie sam, to po prostu umieram ze strachu. Hipoglikemia bywa nieprzewidywalna. I bardzo groźna w skutkach. Jedyna nadzieja, że pompa da sobie radę. Zazwyczaj tak jest, choć niedawno też trafiła się jakaś awaria- wieczorem cukier był dobry, ale powolutku w nocy zaczął rosnąć. Autokorekty podawane przez pompę nie działały. Co gorsza i alarm rosnącego cukru też się nie włączył, dopiero kiedy cukier dotarł do 300, to zaczęło piszczeć. Czwarta nad ranem… Najlepsza godzina na różne niespodzianki. Trzeba było wymienić wkłucie, podać korektę penem, poczekać na działanie. Ja byłam mało przytomna, a Filip przy takim cukrze tym bardziej. Na szczęście takie sytuacje są coraz rzadsze, sporadycznie już się wybudzam w nocy z powodu cukru. Ale czy na pewno nic się nie stanie przez te 5 nocy, kiedy Filip zostanie sam? Kuba proponował, żeby Filip nocował u nich, ale młody nie chce, poza tym dla nich to też nie byłoby komfortowe, bo Jaśka dopadła alergia, atopowe zapalenie skóry i maluch potrafi dać popalić zwłaszcza w nocy. Czyli same przyjemności…