Powodzenia, Leo Grande

Jak zwykle obejrzałam z opóźnieniem. W czasie kiedy film był normalnie w kinie, to nie udało mi się dotrzeć, ale czasem nasze kino organizuje późniejsze seanse z atrakcjami- tym razem to było tak zwane „Kino na obcasach”- seans dla pań, pokazy, promocje, konkursy. Akurat na to nie miałam ochoty i czasu, reflektowałam tylko na film, ale sala była pełna rozbawionych pań. Zabawa chyba była przednia, bo miało być około 45 minut, a w rezultacie trwało grubo ponad godzinę.

Sam film- dobre, refleksyjne, czasem lekko humorystyczne kino. Nieco raziły mnie chwilami śmiechy niekoniecznie w tych rzeczywiście śmiesznych momentach, ale podejrzewam, że było to na zasadzie pokrycia zmieszania. Bo w kwestii tematów intymnych nie zawsze jest łatwo rozmawiać i słuchać. Leo Grande to młody chłopak, świadczący usługi seksualne, zwłaszcza nieco starszym od siebie paniom. Pełen profesjonalizm, obliczony na całkowitą satysfakcję klientki. Taką klientką jest Nancy, emerytowana nauczycielka religii, która po śmierci bardzo konserwatywnego męża chce zaznać czegoś nowego i dotychczas niedoświadczanego. Leo mimo swego młodego wieku jest mocno poturbowany przez życie, z kolei Nancy chwilami jest bardzo infantylna. Na dodatek ma dość specyficzny stosunek do swoich dzieci- syna uważa za okropnego nudziarza, a córkę za zbyt szaloną i rozrywkową. I nie może się pozbyć wielu nauczycielskich nawyków (uprzejmie proszę wszystkich czytających to nauczycieli o nie obrażanie się, ale akurat większość przedstawicieli tego zawodu ma swoje charakterystyczne cechy, wiem to z autopsji, bo moja własna mama jest nauczycielką).

Nie żałuję, że obejrzałam ten film. Może tylko lepiej byłoby to zrobić nie w kinie pełnym rozbawionych pań, a bardziej kameralnie, z możliwością wczucia się w emocje, ale nie było aż tak źle. Na pewno plus, że jednak nie przegapiłam seansu