Krwawy księżyc

Jak ja kocham Nesbø i Harry’ego Hole!!!. Nie bardzo miałam czas na czytanie w jednym ciągu jak to zazwyczaj robię, łapczywie i niecierpliwie, ze względu na inne niestety nieco ważniejsze sprawy, więc czytałam tę książkę przez ponad tydzień. Z jednej strony to dobrze, bo mogłam się delektować (choć raz), a nie połknąć książkę w dwa wieczory i żałować, że to już koniec, ale z drugiej strony- tak ciężko było się opanować, żeby nie zarwać kolejnej nocy… Ale i tak ostatnio mało śpię, więc to czytanie byłoby pewnie gwoździem do zostania zombie, a nie bardzo mogłam sobie na to pozwolić.

No, ale przeczytałam. I bardzo, ale to bardzo się cieszę, że autor wyraźnie zostawił otwarta furtkę na ciąg dalszy. Nie mogę się doczekać. Choć podobno Harry wyczerpał już swój limit seryjnych morderców (siedmiu) przypadających na jednego rewelacyjnego policjanta. Tym razem Harry jednak nie jest już policjantem. Po wydarzeniach z poprzedniej części (nie napiszę jakich, bo byłby to spojler), wyjeżdża do Los Angeles, gdzie zamierza się zapić. W tym czasie w Oslo giną dwie młode kobiety, a podejrzany o ich zabicie jest Marcus Røed, bogaty i niezbyt grzeczny oraz mający swoje tajemnice, których wolałby nie ujawniać. Żeby oczyścić się z zarzutów potrzebuje kogoś niezależnego i bardzo zdolnego, a taki jest właśnie Harry. Szkopuł w tym, że Harry nie ma ochoty wracać do policyjnej roboty. Marcus nie miałby szans w zwerbowaniu go, gdyby nie wydarzyła się pewna niespodziewana rzecz. W LA Harry poznał Lucille, która była winna mafii sporą sumę pieniędzy. Lucille przypominała Harry’emy jego matkę, chciał jej pomóc w spłaceniu długu i zgodził się pracować dla Røeda. A potem jest jak zwykle- mnóstwo zwrotów akcji, ślepych tropów, fałszywych śladów. Nesbø w swojej najlepszej formie. W pewnym momencie byłam pewna, że na 100% wiem, kto i dlaczego zabił, za moment ta pewność wyparowała, a na koniec okazało się, że jednak dobrze dedukowałam, choć nawet Harry przez pewien czas był wodzony na manowce przez sprytnego mordercę

Jeśli chodzi o Nesbø to niestety jestem bezkrytyczna, ale naprawdę uwielbiam jego książki. A ta jest świetna. I już ostrzę sobie zęby na następną. Choć Harry niestety starzeje się, ma coraz więcej problemów. Ale chyba też i na tym polega jego urok.