Carnival Row

Właśnie skończyłam oglądanie drugiego sezonu. Nie powiem, dobrze się oglądało, choć ilość wątków politycznych była nużąca. Wolałam sezon pierwszy, kiedy była to bajeczka fantasy z wątkiem kryminalnym. No i Orlando Bloom jest w tym serialu strasznie biedny, obijają go co i rusz, aż dziwne, że w ogóle żyje, bo co chwila popada w różne tarapaty, a ilość krwi jego własnej i cudzej jest przerażająca.
Sporo było tych odniesień do polityki. Uchodźcy, którzy uciekają przed wojną, ale wcale nie są witani zbyt przyjaźnie. Walka o władzę, intrygi- na to już nie mogę patrzeć, za dużo tego w naszej rzeczywistości. Idee rewolucyjne- może i część z nich jest słuszna, ale sposób ich realizacji już niekoniecznie. Emancypacja kobiet- z jednej strony nic tylko popierać, ale z drugiej- jakoś nie mogłam do końca zrozumieć zachowania Imogen, wydawało mi się, że zbyt często jej postępowanie było po prostu egoistyczne i niewiele miało związku z tą wymarzoną emancypacją i wolnością. Lęk przed innością- istoty magiczne w świecie ludzi są osobami drugiej kategorii. Mechanizmy powstawania totalitaryzmu- ech, aż strach na to patrzeć.
Mimo to serial jest warty obejrzenia, choć bywa krwawy i mroczny, ale ma w sobie mnóstwo uroku, aczkolwiek magii nie tyle, ile można by się spodziewać po fantasy.