Wednesday

Mamy dziś środę, w zasadzie późny wieczór, a to pachnie piątkiem i kolejnym weekendem. I odpoczynkiem. Pogoda – cóż, nie wiem jak u Was, ale u mnie przez większą część dnia było szaro, ponuro i na dodatek lał deszcz. W drugiej połowie stycznia! Deszcz!!! Choć podobno nadciąga znowu jakaś zmiana pogody z mrozem i śniegiem. Trudno…

A co tu robić w takie długie ponure popołudnia i wieczory? Poza czytaniem książek pod kocem? Można również zakopać się pod kocyk i z kubkiem gorącej herbaty z pigwą i imbirem (rozgrzewa piekielnie) i pooglądać coś. A jak środa to Wednesday. Tyle już o tym serialu słyszałam, że w końcu się skusiłam. I nie żałuję. Zakochałam się wręcz w mrocznym wizerunku Wednesday, czarnym humorze całości i leciutko przemyconym wątkiem samotności nastolatków w świecie pełnym bodźców. Z bardzo dużą nadzieją, że socjalizacja nawet najbardziej wyalienowanych jednostek jest możliwa. Zresztą co tu dużo mówić – moje własne najmłodsze dziecko, które do tej pory unikało towarzystwa, izolowało się od rówieśników, twierdziło, że nie umie nawiązać relacji, od kilku miesięcy ma coraz większe grono znajomych o podobnych zainteresowaniach, spotykają się u nas przynajmniej raz w tygodniu (nawet do 6-7 dryblasów), w szkole też spędzają ze sobą sporo czasu, mimo że są w różnych klasach, a w czerwcu wybierają się razem na Pyrkon. Można? Można. Nawet wśród nowych znajomych trafił się chłopak z cukrzycą, a już dawno Filip wspominał, że fajnie byłoby poznać kogoś takiego jak on. I trafiło się.

A wracając do serialu – Wednesday Addams trafia do szkoły dla dziwolągów w Nevermore. W okolicy grasuje potwór zabijający dość okrutnie. Wednesday prowadzi własne śledztwo. Jak w najlepszym kryminale tropy się gmatwają, dostajemy informacje po małym kawałeczku, więc trudno jest zgadnąć kto i jaki ma motyw. W ostatnim odcinku już byłam niemal pewna i rzeczywiście zgadłam. Naprawdę wciągający serial. Co mnie lekko martwi, bo coraz więcej tych seriali oglądam. I wkrótce może się zdarzyć, że więcej czasu będę spędzała przed telewizorem niż czytając. A to już niebezpieczne